dostępne w sklepie firmowym przy rue Vivienne

Ona też. Jego twarz była brzydka, wykrzywiona wściekłością. A jej? – Pieprzyć ich – warknął nagle. Zamierzył się, żeby zdzielić ją w głowę... I wtedy Rainie pociągnęła za spust. Richard Mann padł na ziemię w chwili, gdy trzej inni policjanci otworzyli ogień. Rainie odtoczyła się na bok. Leżała metr od ciała swego oprawcy i patrzyła, jak nienawiść powoli zamiera w jego oczach. Chwilę potem nadbiegł Quincy. Poznała go po zapachu. Pochylił się i przytulił ją do siebie. – Przyjechałem jak najszybciej – wyszeptał. – Obiecałem ci. Teraz widziała też innych. Abego Sandersa. Luke’a Hayesa. Shepa O’Grady. I Danny’ego, który ze łzami na policzkach tulił się do ojca. – Jak nas znaleźliście? – zapytała. – Danny zostawiał po drodze kawałki podkoszulka. Oddzierał je i upuszczał przez nogawkę spodni. – Nie jestem głupi – powiedział po prostu Danny. Rainie wtuliła twarz w ramiona Quincy’ego. Serce biło mu mocno. Tak miło było mieć go przy sobie. W końcu ktoś mnie przytulił, pomyślała. I rozpłakała się. Płakała nad Dannym, który wywołał tyle cierpień. Płakała nad sobą i nad tym, co musiała teraz zrobić. http://www.terazbudujemy.info.pl/media/ odpowiadać na milion różnych idiotycznych pytań. Przejść do rzeczy wciąż w żaden sposób mu się nie udawało. – Tak, pracuję w banku – odpowiedział. – Wołżańsko-Kaspijskim. Jako starszy biuralista. – Aha, biuralista. – Donat Sawwicz westchnął, wyjął papierosa ze złotej papierośnicy z brylantowym monogramem, zdmuchnął z niej drobinkę tytoniu. – A skąd u pana ten odcisk wokół szyi? O, tutaj. Takie coś powstaje u wojskowych od stałego kontaktu z kołnierzem munduru... Albo u żandarmów. Czort, nie doktorek! Przez bitą godzinę znęcał się, zmuszał do wymyślania najrozmaitszych bzdur o wietrznej ospie, którą przeszedł w dzieciństwie ubóstwiany siostrzeniec, i o jego onanistycznych skłonnościach, a doskonale wszystko wiedział! Pułkownik Lagrange uśmiechnął się dobrodusznie i rozłożył ręce, jakby oddając należny hołd przenikliwości rozmówcy. Znów trzeba było zmieniać taktykę. – Nno tak, doktorze Korowin. Na plewy się pana nie weźmie. Ma pan zupełną rację. Nie

– „Mający uszy niechaj słyszą” tom zrozumiał, to z Apokalipsy, chociaż nie wiem, do czego to powiedziane, co zaś on na końcu dodał, tom nie zrozumiał. Coś jak „kuku”. Widać żem rację miał względem Izraela, niesłusznie mnie ojciec ekonom od durniów rugał. Starzec coś tego. – Kleopa pokręcił palcem przy skroni. – Kuku, kukuryku. Sądząc po ściągniętych w skupieniu brwiach, Pelagiusz był innego zdania, ale nie spierał się, powiedział tylko: Sprawdź bardziej przed obcymi ludźmi. Ale, po pierwsze, Lew Nikołajewicz jakoś wcale nie wydawał mu się obcy, a po drugie – nazbyt już nagląca była potrzeba wygadania się i ulżenia duszy. Berdyczowski opowiadał o tajemniczej amazonce i swoim upadku (zarówno dosłownym, jak i moralnym), niczego nie tając i co chwila ocierając spływające po policzkach łzy. Lew Nikołajewicz okazał się idealnym słuchaczem – poważnym, taktownym i współczującym do tego stopnia, że omal sam się nie rozpłakał. – Niepotrzebnie pan tak siebie dręczy! – wykrzyknął, ledwie urzędnik przestał mówić. – Naprawdę niepotrzebnie! Ja niewiele wiem o miłości między mężczyznami i kobietami, ale nieraz słyszałem i zdarzało mi się czytać, że najbardziej przykładny, najlepszy ojciec rodziny może ulec czemuś w rodzaju zaćmienia. Przecież każdy człowiek, najsolidniejszych nawet zasad, w głębi duszy oczekuje cudu i bardzo często takim cudem wydaje mu się jakaś niezwykła kobieta. Tak bywa także z żonami, ale szczególnie często z mężami, po prostu dlatego, że mężczyźni są bardziej skłonni do przygód. To, co pan mi opowiedział, to są