- No dobrze - odzywa się w końcu. - Mówię Laurze, że mi się podoba.

– Nikim... a zarazem kimś ważnym. Dzisiaj dowiedziałam się, że jest matką Emmy. – Oo! – Proszę, już jesteś zdziwiony. A to dopiero początek... – Słucham cię uważnie. Skinęła głową, wypiła trochę wina i odstawiła kieliszek na stolik. Znowu zapadła się w kanapę i spojrzała na sufit. – Richard mnie zdradzał... – Bardzo mi przykro. – Ale nie jesteś zaskoczony? – Nie. Czy Julianna...? – Tak. – Na moment zakryła oczy wierzchem dłoni. – Pamiętasz, wtedy w Tulane... – głos zaczął jej się łamać – chyba miałeś rację. Luke zaklął pod nosem. – Nie, Kate, powiedziałem to w gniewie. Dlatego że sam czułem się podle i chciałem ci dopiec... – I właśnie dlatego powiedziałeś to, co myślisz – podchwyciła. – To była prawda. Może nie cała, ale zawsze. – Wypiła kolejnych parę łyków i pokiwała głową. – Wszystko zaczęło się od adopcji Emmy. Zaczęła mu opowiadać o ostatnich sześciu miesiącach. O tym, jak http://www.washmaster.pl/media/ Uważał, że dla Malindy będzie najlepiej, jeśli pozostanie w Stanach, i zostawił ją pod opieką ciągle zmieniających się niań i opiekunek. Sam z żoną zamieszkał na Bliskim Wschodzie. Malinda buntowała się, zupełnie jak mali Brannanowie. Zmęczeni zachowaniem córki zdesperowani Comptonowie oddali ją pod opiekę niezamężnej ciotki. Ciotki Hattie. Malinda uśmiechnęła się przez łzy na to wspomnienie. Sześćdziesięcioletnia stara panna i zbuntowana ośmiolatka. Myśląc o tym dzisiaj Malinda zastanawiała się, czemu ciotka zgodziła się na ten układ. Tak się jednak stało i decyzja ta dramatycznie zmieniła życie

Kate skłamała, żeby spotkać się z Dallasem. – Richard? – Tak, prawda – szepnął. – Byli po prostu przyjaciółmi. – Więc nie powinieneś się martwić. Cierpliwości. Jestem pewna, że Kate cię kocha. – Sam nie wiem. – Potrząsnął głową. – Jeszcze parę miesięcy temu Sprawdź jest. Jejku, twój syn jest tak samo natarczywy jak ty. Richard wziął ją na ręce i wsadził do samochodu. Po drugiej stronie ulicy stał oficer Lindsey. Wskoczył na motor i podjechał do nich. -Co powiesz na policyjną eskortę, Richardzie? Richard wskoczył za kierownicę. Ręce mu się trzęsły. -Dzięki, Mark. -Och, nie bądźcie śmieszni! - powiedziała Laura. Nie była pewna, czy powinno ją to zawstydzić czy rozśmieszyć. Mark włączył światła oraz syrenę i ruszył przed nimi do gabinetu, który znajdował się dwie przecznice dalej. Na ulicach stali ich znajomi, machali do nich i życzyli powodzenia. Niecałą godzinę później, w małym szpitalu Richard trzymał