rozdra¿niony. Jakby ten temat nie był mu całkiem obojetny. - Z ¿adna nie był dłu¿ej ni¿ pare miesiecy. On i Marla... - Pamietam. - Głos Aleksa był zimny jak lód. Marla wiedziała, ¿e powinna byc tym poruszona, ale czuła sie coraz bardziej senna. - Ale chyba nie mamy wyboru, prawda? Powiedziałem mu, ¿e wypowiedziała jego imie, a on zgodził sie przyjechac. Wiec mówiłam cos? Jak? Nie pamietała, ¿eby była w stanie cokolwiek powiedziec ani w inny sposób kontaktowac sie z otoczeniem. Marla miała tysiace pytan, które chciała zadac swojej rodzinie, pytan, dotyczacych dziecka, córki, całego ¿ycia. Próbowała cos powiedziec, zwrócic na siebie ich uwage... Dlaczego nie mo¿e mówic? W przypływie frustracji zacisneła palce na kołdrze. - Widziałas to? - zawołał Alex. - Co? - Poruszyła sie! Spójrz na jej reke. Tak! Tak! Słysze was! Rozumiecie? - Zawołaj lekarza! - powiedział Alex. - Nareszcie. Mo¿e w koncu wyjdzie z tej spiaczki. - Był bardzo podekscytowany. http://www.wszczepyzmetali.com.pl - Świetnie - Shelby mruknęła pod nosem, zaciskając ręce na kierownicy. A więc to tutaj skończył Nevada. Kawałek rancza z chatką, która wcale nie wyglądała jak wiejski domek, i kilkaset ogrodzonych akrów spalonych słońcem. Stadko longhornów wędrowało po polach, a kilka zakurzonych koni próbowało się paść, opędzając się ogonami od wszędobylskich much. 17 Zdecydowanie nie był to raj na ziemi. Zatrzymała cadillaca przy małej pompowni. Kurz jeszcze nie opadł, a ona już wyciągała neseser i gramoliła się z wozu, żeby się nie rozmyślić. Nevada czekał na nią. Pies również. Zaczął szczekać jak oszalały. Nevada spojrzał na niego. - Cicho, Crockett! Nic się nie dzieje. - Pies miał rozstawione łapy i zjeżoną sierść na grzbiecie. Warczał głucho, błyskając zębami. - Dość! - Warkot ustał, ale zwierzę nie spuszczało z Shelby ciemnych, podejrzliwych ślepiów. Każdy mięsień pod czarno-białą sierścią był naprężony, gotowy do skoku, gdyby padł taki rozkaz. - Nie żartuję -
- To mo¿liwe? - Nie wiem - przyznała, ¿ałujac w duchu, ¿e nie czuje ¿adnej wiezi z własna córka. Zajrzała do pokoju dziecinnego, gdzie James spał spokojnie, po czym wróciła do holu. Nick czekał na nia. Deszcz uderzał w okna w dachu i bulgotał w rynnach. - Pytałam, czy wierzysz Aleksowi. Sprawdź - Marla! - W głosie Nicka usłyszała strach. Dłonia szarpał ja za ramie. - Marla! Marla otworzyła oczy. Była w furgonetce, w centrum San Francisco. Z Nickiem. Zapłakana i dr¿aca. - Ja... ja... - Z jej oczu ciagle płyneły łzy. Spojrzała na Nicka. - Przypomniałam sobie ten wypadek - powiedziała. - To 233 było straszne... tam cos było... - Ponownie zamkneła oczy i zobaczyła Pam. - Och, nie! Nie umieraj! Nie umieraj! Nick przyhamował gwałtownie i skrecił w boczna uliczke. Zatrzymał samochód na miejscu zarezerwowanym dla samochodów dostawczych. Marla nie zauwa¿yła nawet, kiedy