ulubiony deser wszystkich dzieci. Jak dobrze, że ktoś pomyślał o Becky. Bóg jeden wie, ile

informacje, zastawić zasadzkę na Mierzei Postnej, a wreszcie koniecznie aresztować widmo i ustalić jego prawdziwą tożsamość. Krótko mówiąc – zadanie niezbyt skomplikowane. Zdarzało się panu policmajstrowi rozplątywać bardziej przemyślne kłębki. Pora była już późna, nie nadawała się na wizytę w lecznicy, toteż pułkownik zawrócił w stronę „Przytułku Pokornych”, teraz już nie tyle przysłuchując się rozmowom przechodniów, ile po prostu przyglądając się panującym w Nowym Araracie porządkom. Miasto panu pułkownikowi zdecydowanie się podobało. Czystość, przyzwoitość, trzeźwość. Ani włóczęgów, ani żebraków (kto by ich wpuścił na statek, żeby się dostali na wyspę?), ani przykrych dla oczu obszarpańców. Prości ludzie nieduchownego stanu – rybacy, rzemieślnicy – ubrani czysto, porządnie; baby w białych chustkach, na buzi okrągłe, a tak w ogóle przy kości. Wszystkie latarnie sprawnie się świecą, chodniki z gładko heblowanych desek, jezdnie solidne, z dębowej kostki, bez jednej szczerby. W całej Rosji drugiego takiego wzorowego miasta bodajby się nie znalazło. Nowy Ararat interesował pana policmajstra z jeszcze jednego, czysto profesjonalnego powodu. Miasteczko powstałe z podklasztornego przedmieścia, położone na terytorium kościelnym, nie trafiło na etat powiatowy i jako znajdujące się pod bezpośrednim zarządem archimandryty nie miało zwykłych organów administracyjnych. Lagrange wiedział z gubernialnej statystyki, że na wyspach nigdy nie zdarzają się przestępstwa ani żadnego rodzaju nieszczęśliwe wypadki. Ciekawiło go, jak tu obywają się bez policji, bez urzędników, https://fashionistki.pl niedźwiedź. Dalej cóż... Zwykła sprawa – dręczy dziewczynkę bezczynność, cielesne pokwitanie. Chciałoby się jej czegoś nowego, nieznajomego, niezwykłego. A tu egzotyczny cudzoziemiec. Najrozmaitsze ciekawe sztuczki pokazuje, z całego świata przywiezione. Pocztówki z Paryżem i Petersburgiem, niebotyki chicagowskie. A najważniejsze – nawykłszy do sierści misia, przestała się mną brzydzić w fizycznym sensie. To za rękę mnie weźmie, to po wąsach pogładzi – ciekawi ją to. A dziewczęca ciekawość to materiał łatwopalny. No, nie będę opowiadał szczegółów, nieciekawe. Główna trudność polegała na tym, żebyśmy, naukowo się wyrażając, znaleźli się w jednym biologicznym gatunku, w obrębie którego możliwe jest krzyżowanie. A kiedy staliśmy się wzajem wobec siebie już nie Japoneczka i zamorskim niedźwiedziem, tylko niewinną panienką i doświadczonym mężczyzną, to dalej wszystko poszło zwykłym trybem, wielokrotnie już wypróbowanym. Krótko mówiąc – kiedy odpływaliśmy z Japonii, Japoneczka była ze mną, sama się

Stało się to jasne dwa dni później, kiedy nadszedł trzeci list. Z powodu jesiennych ulew drogi były rozmiękłe, dyliżans pocztowy mocno się spóźnił i biskupowi dostarczono kopertę tuż przed nocą. Nie zważając na to, władyka natychmiast posłał po Berdyczowskiego i Pelagię. * * * Trzeci list Aleksego Stiepanowicza Sprawdź Podszedł do swego towarzysza i wymamrotał: – Ja... Ja nie wiem, co to było, ale to było straszne... Zdaje się, że tracę rozum! Drogi, miły, co to jest? Co się ze mną dzieje? Tu milczący dotąd towarzysz wyprawy zwrócił twarz ku światłu księżyca i zbity z tropu Berdyczowski zamilkł. Oblicze Lwa Nikołajewicza uległo przedziwnej metamorfozie. Ta twarz, zachowawszy wszystkie swoje rysy, w nieuchwytny sposób, ale też zupełnie wyraźnie, zmieniła się. Spojrzenie, przedtem miękkie, łagodne, teraz było błyszczące i groźne, wargi wykrzywiły się w okrutnym, drwiącym grymasie, ramiona wyprostowały, czoło przecięła zmarszczka, ostra jak ślad po kindżale. – A właśnie to – powiedział świszczącym głosem odmieniony Lew Nikołajewicz i pokręcił palcem przy skroni. – Tyś, bratku, kuku na muniu dostał. Ależ idiotyczną masz fizys! Pan Matwiej odskoczył przerażony, a Lew Nikołajewicz, którego prawy policzek drgał