– Nie szalej pan. Ja wszystko wiem. To pańskie?

w tym, że Jesichin nie musi dowodzić swej genialności słowami: maluje obraz i wszystko jasne. Lampe zaś to uczony, w dodatku zajmujący się dziwnymi, graniczącymi z szarlatanerią badaniami. Tu bez przekonujących i w miarę możności nawet wymownych objaśnień obejść się nijak nie można. Ale cóż, profesor Lampe cierpi na niezwykle ciężki rozstrój dyskursywności. – Na co, na co? – nie zrozumiała słuchaczka. – Naruszenie logiki wypowiedzi. Mówiąc po prostu – słowa u niego nie nadążają za myślami. Niemal nie sposób zrozumieć, co mówi. Nawet ja w dziewięciu wypadkach na dziesięć nie domyślam się, co on właściwie chce powiedzieć. No, a inni wręcz uważają go za idiotę. Ale Lampe wcale, ale to wcale nie jest idiotą. Gimnazjum ukończył ze złotym medalem, uniwersytet – na pierwszym miejscu. Tylko uczył się inaczej niż pozostali studenci: wszystkie egzaminy zdawał na piśmie, zrobiono dla niego wyjątek. – A na czym polega jego genialność? – ostrożnie trzymała się swego pani Polina. – Co za doświadczenia on robi na tym... jak mu tam... Bogusławskim? – Berdyczowskim – poprawił doktor. – Jeśli nasz malarz jest geniuszem zła, to Lampe jest bez wątpienia geniuszem dobra. Ma teorię, że wszystko wokoło przenikają pewne niewidoczne dla oka promienie i każdy człowiek też wydziela emanację różnych barw i odcieni. Sergiusz Nikołajewicz stracił wiele lat na wynalezienie przyrządu, który pozwala mu rozróżniać i analizować tę aurę. – I co to za aura? – spytała Polina, nie decydując się na razie skierować rozmowy znów https://www.swiat-kobiet.pl gdzie kurowano biskupa, Pelagia nawet nie próbowała się wcisnąć – i bez niej pielęgnujących było dosyć, a zresztą i tak by jej nie wpuścili. Nad nieprzytomnym ciałem odprawiało obrzędy całe konsylium, a z Sankt Petersburga, wezwane telegramem, zjeżdżały już trzy najgłówniejsze rosyjskie znakomitości od chorób sercowych. Rankiem do klęczącej zakonnicy wyszedł najmłodszy z doktorów, pochmurny i blady. Powiedział: – Ocknął się. Siostrę wzywa. Tylko nie na długo. I na Boga, siostrzyczko, bez szlochów proszę. Jego nie wolno denerwować. Pelagia podniosła się z trudem, roztarła siniaki na kolanach i poszła do sypialni. Ach, jak okropnie pachniało w wypełnionym chorobą pokoju! Kamforą, wykrochmalonymi kitlami, wygotowanym we wrzątku metalem. Mitrofaniusz leżał na wysokim starodawnym łożu z granatowym baldachimem, ozdobionym rysunkiem sklepienia niebieskiego, i chrapliwie, ciężko dyszał. Twarz archijereja poraziła Pelagię trupim kolorem,

siniakiem, ów z guzem, inny jeszcze z odstającym czerwonym uchem – na ulicach i w monasterze trafiali się nierzadko. Mniszek kłaniał się i szedł sobie dalej. Około trzeciej po południu Pelagiusz zawędrował za miasto i znalazł się koło Mierzei Postnej, naprzeciw Wyspy Rubieżnej. Miejsce to w ostatnich tygodniach zasłynęło wśród pielgrzymów i tutejszych jako przynoszące nieszczęście i dlatego brzeg był zupełnie bezludny. Sprawdź – Niezła teoria, detektywie, ale jest jeden problem. – Jaki? – Nie możemy powiązać Danny’ego ze śmiercią Melissy Avalon. Twierdzisz, że o nią chodziło, a jednak jest jedyną ofiarą, której zabójstwa nie możemy chłopcu udowodnić. Jak to wyjaśnisz? Sanders wybąkał coś niezrozumiałego i zamilkł. Widać było, że intensywnie myśli. Wargi Quincy’ego wykrzywił ironiczny uśmieszek. – Nie wiem, co się wczoraj wydarzyło w tej szkole, detektywie, ale sprawa jest chyba bardziej złożona, niż się wydaje na pierwszy rzut oka. Musimy być otwarci na wszystkie tropy. I koniecznie dowiedzieć się jak najwięcej o tych komputerach. Zwłaszcza po tym, co powiedzieli wasi specjaliści. – A co powiedzieli? – Że ktoś próbował wykasować plik historii i pamięć pomocniczą. Musiał mieć w tym